Jarmark Dominikański 2017

Jarmarkowe życie AD 2017. Czyli co nowego, co starego? Czy czeka nas tutaj jakaś nowa przygoda? W końcu co może nas jeszcze zaskoczyć skoro to już czwarty raz. Oj można było się zdziwić jaka moc niespodzianek jeszcze drzemie w tym wiekowym kiermaszu rozmaitości.

757 Jarmark Dominikański

ugościł nas na ul Szerokiej, u stóp Klasztoru Ojców Dominikanów w Parku Świętopełka. Lokalizacja doskonała zwłaszcza, że do prezentacji naszych wyrobów dołączyliśmy torby „ szyte z miłością”  na miarę i gust Gdańszczan i gości odwiedzających nasze stoisko.


Pogoda dopisała jak zwykle, a ożywcze krople deszczu nie zniechęcały naszych klientów w poszukiwaniu wymarzonych skrzynek na listy i toreb na udane zakupy. Nie zabrakło mediów i Jarmarkowego Koguta , który często przechadzał się pośród jarmarkowych  kramów wzbudzając zachwyt i sympatię ulicznych przechodniów. Najwięcej skrzynek kupili Rosjanie, czyżby ekspansja na Wschód? 


Jak nigdy dotąd dobijały się do nas media, czyżby zapowiedź przygody za szklanym ekranem?


Widać kolejny rok na Jarmarku Dominikańskim obfitował w moc niespodzianek. Kolejny argument, dla którego warto to zawitać w AD 2018r

Do zobaczenia ;)

 

Prezentujemy wywiad z Tatą, który ukazał się w lokalej Gazecie Wyborczej w trakcie tego rocznego Jarmarku - link

 

Po wypadku został bez pracy. I wtedy wymyślił te skrzynki. Dziś są hitem

aut. Anna Dobiegała

Pan Zbigniew ma klientów z Rosji, krajów skandynawskich, Bałkanów, Włoch, Francji, Wielkiej Brytanii, Australii, Kanady i USA. Klienci przysyłają mu zdjęcia skrzynek na swoich płotach i bramkach.

W garażu leżała stara blacha

A wszystko zaczęło się od wypadku. Zbigniew Smyk, dziś właściciel rodzinnej firmy „Skrzyneczka z Warmii”, jechał do pracy, gdy potrącił go pijany kierowca. Sprawca uciekł z miejsca wypadku, pana Zbigniewa znaleźli przypadkowi przechodnie. Ledwo uszedł z życiem. Przez dwa tygodnie był w śpiączce, potem ponad pół roku dochodził do siebie. Do zakładu, w którym wcześniej pracował – był dyrektorem produkcji drobiarskiej w firmie z udziałem kapitału włoskiego – nie było już powrotu, właściciel kilka lat wcześniej popełnił samobójstwo i przedsiębiorstwo dogorywało.

Pan Zbigniew został bez pracy i z kredytem na dom. Żył z oszczędności. Zaczął szukać pracy z ogłoszenia – został kierownikiem zakładu kowalskiego. O kowalstwie nie miał pojęcia, ale potrafił zarządzać ludźmi. Tam odkrył smykałkę do pracy „w metalu”. Pracownicy się z niego śmiali, że pan kierownik, a spawa razem z nimi. Po pół roku firma została sprzedana, a pan Zbigniew zaczął działać na własną rękę. Dostał od sąsiada zlecenie na wykonanie ogrodzenia.

– Zrobiłem mu ładny płot, ale chłop nie miał skrzynki na listy, więc powiedziałem, że dorobię mu gratis, bo dobrze płacił – opowiada.

Tak powstała pierwsza „skrzyneczka z Warmii”. Pan Zbigniew zrobił ją sam od A do Z ze starej blachy, którą znalazł u siebie w garażu. Skrzynka była prosta, w ciemnym kolorze, otwierała się z tyłu. Druga powstała na zamówienie syna Łukasza, wówczas studenta medycyny w Gdańsku.

– Syn szedł na parapetówkę do znajomych i nie miał prezentu. Jak zobaczył moją skrzynkę, zaczął wołać: ale bajer. Poprosił, żebym zrobił mu tyle skrzynek, ile się da, a on je wszystkie ode mnie kupi. Zrobiłem ok. 40. Łukasz powiedział, że muszę koniecznie pokazać je innym i pojechać na Jarmark św. Dominika do Gdańska – opowiada pan Zbigniew.

Zakasujecie cały jarmark

Na jarmarku w 2013 roku był zaledwie przez kilka dni, ale udało mu się sprzedać ponad 20 skrzynek. Drugie tyle przywiózł z powrotem do domu pod Olsztynem.

Skrzyneczkami z Warmii zainteresował się na jarmarku m.in. podróżnik Wojciech Cejrowski, który niedaleko kramu pana Zbigniewa podpisywał swoje książki. Poprosił o zieloną skrzynkę. W zamian podarował panu Zbigniewowi książkę z dedykacją: „Życzę samych dobrych wiadomości”. Inna pani chciała kupić skrzynkę w kolorze żółtym. I tak pan Zbigniew „poszedł w kolor”. Teraz robi skrzynki we wszystkich kolorach – klienci mówią, jaki chcą, a on taki nakłada. Wszystkie skrzynki maluje ręcznie.

Na Jarmarku św. Dominika skrzyneczki z Warmii wypatrzył też wówczas właściciel galerii z Hamburga, który od czterech lat regularnie składa zamówienia u pana Zbigniewa. Miesięcznie zamawia ok. stu sztuk.

– Na początku nie było łatwo. Wszystkie miejsca na jarmarku były już wykupione, więc musieliśmy nocą czekać na wolne miejsce. Przychodzili do nas ochroniarze i mówili: „Zakasujecie cały jarmark” – wspomina pan Zbigniew.

Teraz pan Zbigniew współpracuje już z firmą, która laserowo wycina dla niego gotowe elementy, które on w domu spawa. Każdą skrzynkę nadal wykańcza ręcznie – nakłada patynę, dokręca śrubki. Pracuje przez cały rok, nie tylko przed jarmarkiem. Kiedy wszystko robił sam, przygotowanie jednej skrzynki zajmowało mu tydzień. Teraz pracuje etapami. Skrzynka na listy w kształcie tornistra jest opatentowana, a jego firma dostała certyfikat „Produkt Warmia Mazury”.

„To jest nasz sposób na życie”

Kiedyś pan dyrektor, a teraz sprzedaje skrzynki na listy na targu?

– Jestem szczęśliwy. Po wypadku dostałem drugie życie w prezencie. Teraz cieszę się z każdego dnia, z tego, że ludziom podobają się moje skrzynki – mówi pan Zbigniew. I dodaje: – Firma scaliła naszą rodzinę. W prowadzenie „Skrzyneczek z Warmii” zaangażowała się moja żona Sylwia i dzieci – dwóch synów i dwie córki.

– To jest nasz sposób na życie – przyznaje żona pana Zbigniewa, która od niedawna prowadzi profil firmy na Facebooku. Obsługi FB nauczył ją syn lekarz. Na pierwsze tysiąc lajków musieli czekać miesiąc. Teraz każdego kolejnego miesiąca ich posty „lubią” tysiące osób z całego świata.

Skrzyneczki można kupić na stronie internetowej firmy www.skrzyneczka.olsztyn.pl, na portalu DaWanda oraz na różnych targach. Ostatnio pan Zbigniew był na targach w Monachium.

Jego skrzynki kosztują od 280 do 340 zł, ale jeśli przychodzą rodziny z dziećmi, które nie mogą dać więcej niż 200 zł, pan Zbigniew z uśmiechem sprzedaje swoje skrzynki i w tej kwocie. W każdej sprzedanej sztuce jest pocztówka z mottem firmy: „Tylko na dobre wiadomości” oraz ręcznie wypisanymi pozdrowieniami ze stolicy Warmii i Mazur.

Jarmark św. Dominika

Największa plenerowa impreza handlowo-kulturalna w Polsce i jedna z największych w Europie – ma już osiem wieków tradycji. W tym roku w Gdańsku odbywa się po raz 757. Tegoroczny jarmark rozpoczął się 29 lipca i potrwa do 20 sierpnia (23 dni). Do grodu nad Motławą przyjechało tysiąc wystawców z 14 krajów, m.in.: Austrii, Białorusi, Estonii, Francji, Hiszpanii i Indii. Ich kramy zajmują miejsca na 19 ulicach Głównego i Starego Miasta (powierzchnia 41 tys. m kw.). Najwięcej jest stoisk rzemieślniczych (30 proc.), kolekcjonerskich (28 proc.) oraz artystycznych (20 proc.). W tym roku nowością jest m.in. biżuteria z czarnego dębu oraz z tłuczonej porcelany. Organizatorem Jarmarku św. Dominika są Międzynarodowe Targi Gdańskie.

Powrót do bloga